 |
|
Autor |
Wiadomość |
Moon Durus
Apocalypse

Dołączył: 28 Paź 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Ankrahmun
|
Wysłany:
Nie 14:30, 11 Lut 2007 |
 |
Organizuje Konkurs na najlepsze opowiadanie zwyciesca dostanie sprawnosc
PISARZA
czekjam na wasze opowiadania w tym temacie
nie wstawiac kometarzy pokitrwa konkors
konkorstrwa do 21 lutego
Bye
niekoniecznie 1 opowiadanie kazdy moze wystawic kilka opowiadan!
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Moon Durus dnia Pon 21:30, 12 Lut 2007, w całości zmieniany 4 razy
|
|
 |
 |
|
 |
plart
Black Demon

Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 210
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 4/10
Skąd: supraśl
|
Wysłany:
Nie 15:17, 11 Lut 2007 |
 |
<<Zamknięci na Hali>>
opowiadanie na konkurs
spisane:
A.D.2006 przezEdwarda Dalidupko
Supraśl Hala ZSS, godz. 15:30
-Patrz baba już wychodzi -powiedział Mr. Cukier do pana Surówki -Ledwo Zdążyliśmy!
Baba zgasiła światło w dyżurce i zamnkeła drzwi.Gdyby wiedziała co się stanie tam tuż po jej wyjściu pewnie by dostała zawału.
~łipszt,Łipszt! Uaz Rox!!!-Wchodzi szczęśliwy Paweł łopata po shodach,dochodzi do drzwi, dotyka klamki -Ko Kurde!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Karolinko moja kochana pospiesz się kurwa!!!-krzykneła kura na Karolinę
. Kura żyła w ruznych związkach z różnymu osobami(była poligamką czy cos w ten deseń). Jej aktualnymi dzewczynami są Asica i Karolina.
Kura nie czekała na swoją ukochaną karolinę postanowiła pujść do wyjścia. Wtedy zobaczyła Pawła vel Szpadla Łopatę , który mocował się z klamką i wydawał zwierzęce dźwięki.
-No kurde otwieraj się!Kurde ty jebany sezamieeee.....-Wrzeszczał szpadel
-o Hey pawełku!co tam robisz?-wykrzyczała kura do gluchego i ograniczonego szpadla
-łipszt kura-odpowiedział swym UAZerskim głosem Łopata-Miło cię widzieć!A wiesz że tym chłopakiem w tej windzie gdy zgasło światło, a ona staneła byłem Jam(!)?
Kurę zamórowało! W tej windzie zdazyło sie jej najcudowniejsze,naj ostrzejsze rżnięcie.Przemilczała to i powiedziała:
-co niedasz rady otworzyć?-pewna że drzwi sa otwarte-Jam zaraz otworze(uśmiechneła się zalotnie)>Co kurwa jest -widać niedała rady otworzyć-Pokaż te drugie!też zamkniete -i głos sie jej załamał
-Kurciu ..... co on tu robi?!-wykrzyczała karolina, która stała sie wilgotna na myśl o Pawle ł. pierwszym ogierze gminy , a może nawet powiatu.!
Sam wielki mistrz Krzysztof Kononowicz powiedział o nim: Twoja moc jest wielka!,oh bardzo wielka! Wiele jej koleżanek [karoliny] doświadczyło ponad nieprzecietnych umiejetności Pawła ł. Z jego usług skorzystały : Pentka, Kura,Asica,Kamila i jeszcze z rok by wymieniać!
-Nić, nie stresuj się Karolinko-powiedziała głosno kura-Ide do zydego!
Zapukała i chciała otworzyć lecz drzwi do dyzurki były zamknięte!
-O kurwa!Zamkniete-szepneła kura.
-co się stało kurciuciu?-zapytali churem szpadel z karoliną.
-Nic Nic, chyba Ino nikogo niema...
--------Niema!!!!!!!!!-wystraszyli się.
~~~50...49...48....35 -zaczeło się jakieś odliczanie
-co to do huja jest?-wykrzyczał szpadel
~~~34....33.. sekund do zgaszenia światełi wyłączenia klimatyzacjii
-cos mi sie wydaje ,że troche tu posiedzimy...-powiedziała Karolina i zaczeła płakać.
... 30 ....20 ....10 ....5 .....4 ...3 ....2 ...1 ...0 -światło zgasło.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
UWAGA DALSZA CZEŚĆ JEST DLA DOROSŁYCH!!!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`~~
rOZDZ 1.
-kurwa!Ma ktoś latarkę?-zapytał paweł łopata poczym sprawdził godzinę-No kurde spużniłem się na kartkówkę z Angielskiego.No ładnie , mamusia powiesi mnie na haku za dupe!
-grunt to to , że światło świeci na korytażu i pewnie wkrótce przyjdzie woźna-powiedziała mądrze kura.
**********************************************************
Mineły 2 godziny , była 18:30, wszystkie woźne skończyły pracę pracę i została Ino pani czasława.
-Jam zostanę i pogaszę światła Marylka-powiedziała Czesia-Jeszcze muszę coś zabrać z szatni.
-wporządku, Jam uciekam pa!-powiedziała pani Marylka i posłała soczystego buziaka pani czesi.
Pani Czesława była uważana za bardzo uczynną i miłą wożnę, nawet dostała nagrode od dyrektora,ale tak naprawdę była pojebanym psycholem, który spierdolił z oddziału zamkniętego w Choroszczy.Pani czesława jako jedyna posiadała klucze do hali.
ide expić skończe pużniej
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
 |
Gość
|
Wysłany:
Pon 12:28, 12 Lut 2007 |
 |
Teraz moje opowiadanie... Plart ;-J
1. Oblężenie
Była noc. Bardin spał jak kamień w swoim łóżku po kilku kuflach dobrego krasnoludzkiego piwa. Nie zdjął nawet swojej kolczugi i podszytych metalem spodni. Jego pipko, mroczny elf Cristiafir, nie mogąc zasnąć niespokojnie wyglądał przez karczmienne okno. W mieście panowała cisza. Cristiafir odszedł od okna i spróbował zasnąć. Ciasna izba z dwoma łóżkami, oknem, drzwiami i misą wody na stoliku nie była dobrym miejscem do spoczynku dla mrocznego elfa. Ściany z zapleśniałych desek podkreślały to stwierdzenie. Jakieś dziwne przeczucie dręczyło go od wczorajszego wieczoru. Z braku lepszego zajęcia jeszcze raz przejrzał wspólny ekwipunek przed ich jutrzejszą wyprawą do innego miasta; jego i krasnoluda. Sprawdził czy sejmitary są należycie naostrzone, czy łuk nie jest nigdzie pęknięty, przejrzał zapasy żywności i koce. Następnie zważył w dłoniach potężny, dwuręczny krasnoludzki topór jego towarzysza. Niezwykle ciężka broń potrafiła zmieść goblina jednym uderzeniem. Jednak dla Cristiafira broń była zupełnie nieporęczna.
W ciszy nocy zabrzmiał odległy świst, a potem głuche uderzenie i wybuch. Cristiafir podbiegł do okna i zobaczył płonące budynki. Rozległo się wiecej świstów i uderzeń. Od strony bram strażnicy zaczęli bić na alarm. Cristiafir co prędzej obudził Bardina, który zaczął zrzędzić, że budzi się go w środku nocy.
- Nie ma czasu, musimy uciekać z miasta! - powiedział elf do zaspanego towarzysza i postawił go przed oknem. Krasnoludowi zupełnie to wystarczało i natychmiast rozbudzony porwal swój topór i dwa worki z żywnością. Szybko wybiegli z izby i skierowali się schodami na doł, do głownego pomieszczenia karczmy. Poprzewracane krzesla i brudne stoliki zapełnione były pustymi kuflami po piwie. Nikogo tu nie bylo. Po chwili usłyszeli jak otwiera się reszta drzwi na piętrze. Cristiafir szybko naciągnął ciemny kaptur na głowę. Ludzie zwykle nie zwracali uwagi na przybyszów w ciemnych płaszczach, wzmocnionych metalem skórzanych, czarnych spodniach i tunikach. Woleli nie zwracać na nich uwagi, bo przyglądanie sie takim tajemniczym przybyszom mogło prowadzic do bardzo szybkiego zgonu w mrocznym zaułku, dlatego Cristiafir mógł czuć się bezpiecznie.
Razem z Bardinem wybiegli przed karczmę i skierowali się do najbliższej bramy. Biegnąc główną aleją widywali zrozpaczone matki, ponurych żołnierzy biegnących przez miasto, płaczące dzieci siedzące przed spalonymi domami oraz zwęglone ciała ludzi, którzy usiłowali się wydostać z płonących płapek ich domów. Dotarłszy do końca alei ujrzeli wyważoną bramę i żołnierzy walczących z jakimiś postaciami ubranymi w ciemne kolczugi. Zanim Bardim i Cristiafir zdążyli cokolwiek zrobić, żołnierze już nieżyli, a mroczni wojownicy biegli na nich. Co prędzej puścili się biegem w stronę centrum miasta.
- T-to są wojownicy Chaosu! - Krzyknął drżącym od strachu głosem Bardin. - Powinniśmy coś... - Jego słowa utonęły w wybuchu, który miał miejsce koło nich. Siła uderzeniowa odrzuciła ich i przyparła do muru sąsiedniego domu. Na wpół przytomny Cristiafir zobaczył, że trzech przerażających wojowników Chaosu szarżuje na nich. Nie mieli juz jak uciec, demony biegły szybciej niż elfy. Z godnością wyprotsował się i ściągnął kaptur. Z gracją wydobył z pochw dwa sejmitary i czekał w pozycji bojowej. Obok niego krasnolud oprzytomniał i zobaczywszy przeciwników wyjął swój topór dwuręczny, trzymając go jak zawodowy basebolista. Wojownicy Chaosu zakrzyknęli przerażliwym głosem wznosząc swe zakrwawione miecze. Demon, który był najbliżej ciął swą bronią Cristiafira. Mroczny elf uniknął ataku z niesamowitą wprawą przebiegł po murze i wylądował za wrogiem. Będąc jeszcze w powietrzu ciął jednym sejmitarem, a drugi wbił w tył głowy przeciwnika. Usłyszał mrożący krew w żyłach krzyk. Przeturlał się w bok, a sekundę póżniej w miejscu gdzie stał znajdował się miecz. Szybko wyszarpnął oba sejmitary z ciała powalonego wojownika Chaosu, które zaczęło się palić. Bardin ciął potężnym toporem w tors demona, ale nie zdołał przebić kolczugi. Wielka ręka dzierżąca miecz zaczęła opadac szerokim łukiem. Bardin uniósł swój topór i zablokował cios. Z ogromną mocą odepchnął broń przeciwnika i z furią berserkera znów uderzył przeciwnika w korpus. Potężna siła tego ciosu odrzuciła z niesamowitą prędkością demona na ścianę domu i pozostawiła czarno-bordową plamę. Ostatni wojownik Chaosu pojedynkował się z Cristiafirem. Zbyt zajęty blokowaniem szybkich jak błyskawica ciosów nie zauważył Bardina. Wykorzystując ten fakt, krasnolud skoczył i opadając rozciął toporem hełm i głowę przeciwnika. Kiedy elf i Bardin łapczywie wdychali powietrze, ciała wrogów spaliły się.
- Chaos atakuje Imperium... - sapnął Cristiafir. - Jesli chcemy przeżyć... musimy pomóc w obronie miasta... - kolejny raz cięzko odetchnął. - Biegniemy do zamku! - krzyknął, i razem pobiegli w mrok obleganego miasta do zamku króla.
Zmęczony Cristiafir z trudem biegł po pochyłej skarpie prowadzącej do zamku. Koszmarna noc, w czasie której Chaos rozpoczął atak na Imperium trwała nadal. Potworne krzyki rozcinały powietrze i sprawiały, że mroczny elf zatrzymywał się przerażony. Większa część miasta stała w ogniu, zagłada wydawała się nieunikniona. Podążający za drowem krasnolud Bardin targał dwa worki z zapasami żywności, obciążony dodatkowo dębową tarczą zawieszoną przez plecy i dwuręcznym toporem przywiązanym do pasa grubymi rzemieniami. Oboje starali się jak najszybciej dotrzeć do zamku, gdzie z pewnością mieściły się główne siły miasta. Stary budynek był w każdym razie lepszym miejscem do obrony niż wąskie miejskie uliczki. Gdy dotarli na szczyt skarpy, brama właśnie się zamykała. Cristiafir - zakrywszy wpierw twarz kapturem - krzyknął zrozpaczony i rzucił się niesamowitym pędem do bramy, która się zatrzymała. Krasnolud był przy bramie chwilę po elfie. Kiedy wreszcie znaleźli się w bezpiecznym miejscu, odetchnęli z ulgą. Wnętrze fortu mieściło dziedziniec, na którym formowały się oddziały, kapliczkę, wysokie na osiem metrów solidne, dębowe drzwi wejściowe do samego zamczyska, obszerną zbrojownię i zbudowane naprędce namioty dla potencjalnych dowódców. Mury były całkowicie obstawione łucznikami i kusznikami. Cristiafir szybko wbiegł po schodach na mur i spojrzał z góry na miasto. Zza miejskich murów widać było błyski i słychać było huki dział. Elf mógł zobaczyć jak w wąskich uliczkach małe grupy żołdaków walczą z napływającą falą Armii Zła. Tymczasem Bardin wszedł po schodach na ten sam wał i wsłuchał się w huk dział. Słuchał przez krótką chwilę i jego twarz pobladła.
- Ten huk… To są krasnoludzkie działa! Wszędzie rozpoznałbym ten odgłos, Ino, na Muradina, czemu moi bracia walczą u boku Chaosu?! – Ostatnie słowa niemal wykrzyczał swoim niskim głosem.
- Bardinie, nie wydaje mi się, aby to byli twoi pobratymcy… Zdając się na twą znakomitą znajomość krasnoludzkiej artylerii i fakt, że ta technologia jest wykorzystywana przez Armię Zła, wnioskuję, że to są krasnoludy wypaczone przez mroczną moc chaosu, o której zapewne słyszałeś. – Cristiafir starał się jak najbardziej wyeliminować zachrypiały głos charakterystyczny dla mrocznych elfów, który mógłby go zdradzić i starał się mówić gładką mową leśnych elfów. Bardin ze smutną twarzą odwrócił się i zaczął badać wzrokiem miasto. Po chwili spuścił spojrzenie na skarpę, na której stał zamek i zobaczył oddział żołnierzy biegnący ku otwierającym się wrotom. Przepchał się przez strażników na murze, przeszedł nad bramę i nadstawił ucha:
- Co się stało, Moulder, mieliście nie wracać przed przybyciem latających wojowników Bretonii i walczyć o miasto jak najdłużej się da! – Zakrzyknął donośnym głosem na wysokiego żołdaka człowiek w ciemnożółtym mundurze i jasno wypolerowanej zbroi. Zapewne dowódca, pomyślał Bardin.
- G-generale, było ich zbyt dużo! Się wypełniać pańskie rozkazy starali, ale nie mogliśmy zostać w mieście… Udało nam się przejść do ratusza, miał tam czekać na nas inny oddział, ale na miejscu żeśmy zastali dziesiątki wojowników Chaosu i… I coś ogromnego, jakieś diabelne stworzenie ze skrzydłami i kłami, w ręce dzierżące wielki topór! T-to miało krwistą skórę, wokoło mnóstwo trupów się walało, p-panie. Moi ludzie znieść tego widoku nie mogli i z miasta do fortu odejść chcieli. Jam wszak nie mogłem własnych ludzi na śmierć posyłać…
- Niech to demony! Oby Sigmar spoglądał dziś na nas łaskawie… Jeśli mówisz prawdę co do tego stwora piekielnego, to to jest… K-krwiopijec…
Wokół ludzie wydali zdumiony odgłos i zaczęli szeptać między sobą, kilku innych stało z wyrazem przerażenia na twarzy, jeszcze inni ukryli twarz w dłoniach i ledwie słychać było ich łkanie. Krwiopijec!?, pomyślał Bardin, ten ogromny stwór ze zła i śmierci zrodzon, żyjący Ino po to by zabijać i niszczyć? Przecież przywołanie tego boga Chaosu zajmuje, jak twierdzili starzy krasnoludzcy mędrcy, jego wyznawcom całe dni i wymaga setek ofiar!
Jego twarz skamieniała ze strachu. Nagle w oddali zabrzmiał potężny ryk, jakiego niezdolna jest żadna istota znana Bardinowi wydać. Ludzie na murach zaczęli się oglądać na wszystkie strony, ludzie na dole jęknęli.
Krasnolud spojrzał na skarpę i nagle zobaczył. Zobaczył szeregi mrocznych postaci, ubranych w ciemne zbroje łuskowe, wyłaniających się z cienia budynków. Kroczyły w stronę zamku. Kątem oka zobaczył jak Cristiafir zdejmuje z pleców łuk, nakłada strzałę i celuje gdzieś wysoko. Elf naciąga mocno cięciwę i puszcza ją, strzała wylatuje i ze świstem przecina powietrze… W kilka sekund potem jedna postać z pierwszego szeregu zachwiała się i przewróciła. Ludzie wokoło spojrzeli ze zdumieniem na elfa. Ten Ino uśmiechnął się i nałożył następną strzałę. Mimo tak niesamowitego popisu umiejętności, armia Chaosu nie zatrzymała się ani na chwilę. Ludzie co prędzej zabarykadowali bramę czym się Ino dało, padały rozkazy, oddziały formowały się w półkole wokół wejścia, na przedzie pochyleni pikinierzy, potem miecznicy w tej samej pozycji, a za nimi kusznicy nakładali bełty do łożysk kusz. Wkrótce pierwsza linia obrony była gotowa, Bardin usadowił się miedzy miecznikami z drugiego rzędu i niecierpliwie ostrzył topór osełką. Na górze Cristiafir ciągle strzelał z łuku, a pipkoące mu okrzyki radości pozwalały stwierdzić, że ciągle trafiał. Po chwili powietrze przeciął zbiorowy odgłos zwalnianych cięciw i setki pocisków poleciało, aby zgładzić najeźdźców. Mijała długa chwila, ludzie na murach ciągle strzelali. Bardin przepchnął się przez tłum i wszedł na mur. Był już u szczytu schodów, kiedy skoczył na niego Cristiafir, przewrócił go i razem potoczyli się po schodach. Dokładnie w tym momencie ziemią wstrząsnęła eksplozja. Odłamki skał i pył przysypały ich oraz okolicznych żołnierzy. Krasnolud chwiejnie wstał, otrzepał się i spojrzał na mur, na który chciał przed chwilą wejść – ale muru już nie było, na jego miejscu pojawiła się dymiąca dziura. Ze schodów pozostało parę pierwszych stopni. Kusznicy na murze spadli, przewrócili się lub zginęli od siły wybuchu. Cristiafir, przeklinając w nieznanym języku wyjrzał przez dziurę. I zaraz się cofnął z pobladłą twarzą, jeśli coś takiego jest możliwe u mrocznych elfów, których skóra jest zwykle ciemna. Jednak skoro Bardin zobaczył ten objaw strachu, to znaczy że to, co tam zobaczył jego pipko musiało być naprawdę wstrząsające. Krasnolud próbował się wdrapać na rumowisko, ale po kilku nieudanych próbach zrezygnował i powrócił do szeregu. Cristiafir stanął obok niego z wyciągniętymi sejmitarami. Po chwili z muru spadł żołnierz. Po nim następny, i kolejni, a w ich ciałach tkwiły czarne strzały. Ci, co mieli dość rozsądku albo padli płasko na zimnych kamieniach, lub pobiegli na dół schodami. Słychać było zbliżające się chaotyczne krzyki i skrzypienie drewna. Nagle brama zadrżała, uderzona taranem. Drugie uderzenie. Po trzecim usłyszeli trzask pękającego drewna i tryumfalne krzyki z drugiej strony. Czwarte, wymierzone zapewne z sam środek bramy, rozwarło ją trochę, a wzmocnione metalowymi okowami drewniane belki pękały, piąte uderzenie niemal otworzyło bramę. Wszyscy ludzie w forcie przygotowali się, pikinierzy wystawili piki, kusznicy wycelowali kusze w bramę. Szóste uderzenie. Nagle dla Bardina świat zwolnił. Skrzydła bramy odchyliły się na boki, siła ostatniego uderzenia niemal wyrwała je z zawiasów. W momencie, gdy usłyszeli głuchy trzask drewna o kamień, kusznicy naraz wystrzelili w bramę, zanim maszkary zdążyły wejść. Kilka rosłych postaci w ciemnych kolczugach i hełmach z potwornymi rogami, upadło ciężko na ziemię. Jednak za nimi szło więcej wojowników Chaosu. Miecznicy podnieśli się, unieśli tarcze, pikinierzy mocno chwycili piki i skierowali je ostrzami w stronę bramy. Na dziedziniec zaczęli wbiegać ich wrogowie. Opętani szałem bojowym, bez cienia strachu zaszarżowali na pierwszy rząd pikinierów. Większość nadziała się na solidnie wykonaną broń, ale innych siła rozpędu i mocny pancerz przebiły dalej, do mieczników. Tam jednak podzielili los tych, co zginęli na pikach, bowiem nie mogli się zatrzymać i przewracali się o ciała stratowanych żołnierzy, a obrońcy fortu nie szczędzili sił by zabić przeciwnika. Kolejne fale wojowników Chaosu nacierały i wreszcie doszło do otwartego starcia. Bardin z wyciągniętym toporem rozglądał się za wrogiem. Zewsząd dobiegał stuk stali o stal, krzyk ludzi, i demonów. Na krasnoluda natarł wojownik Chaosu, jednak czekało go spotkanie z potężnym toporem. Dotąd walczący dookoła ludzie polegli i nowi przeciwnicy otoczyli Bardina. Ten, desperacko chwycił topór, wziął potężny zamach i ciął nim najbliższego wroga. Podniósł jedną nogę i wykorzystując siłę własnego ciosu, okręcił się dookoła własnej osi, tnąc wyciągniętym jak najdalej toporem każdego, kto znalazł się z zasięgu. Zatrzymawszy się wreszcie, jedną ręką chwycił się za głowę, aby choć trochę powstrzymać jej ból. Nagle poczuł na plecach silne uderzenie i padł do przodu. Obejrzał się za siebie i zobaczył wojownika Chaosu z, o ile pozwalał to określić potworny hełm, zdziwioną miną. Jego ręce zastygły w pozie uderzenia toporem. Bardin spojrzał na swoje plecy i zobaczył tam taką właśnie broń wbitą w jego nową, dębową tarczę. Znów odwrócił się do zdziwionej postaci i wściekły zabił ją jednym, silnym cięciem. Wycofał się za linię żołnierzy. Wszedł na kupę gruzu pozostałego ze zniszczonego muru i rozejrzał się. Mimo licznej armii, obrońcy fortu przegrywali. Kolejni żołnierze ginęli w bezpośrednim starciu z wojownikami Chaosu. Krasnolud zaczął wzrokiem szukać Cristiafira. Drow znajdował się pod bramą wejściową z dziedzińca do samego zamku. Ludzie cofali się do otwartej bramy, chcąc schronić się w środku. Elf zręcznymi ruchami ściął głowę przeciwnika sejmitarami i pochwycił spojrzenie Bardina. Gestem ręki wskazał, aby przyszedł do niego. Krasnolud zeskoczył ze skarpy i pobiegł w stronę swego przyjaciela. Cristiafir przeniósł spojrzenie na stojące przed nim miejsce bitwy. Walczący niedaleko człowiek poległ od ciosu czarnym mieczem w szyję i jego zabójca biegł teraz na drowa. Odsunął się na bok i zaatakował od dołu sejmitarem, jednak jego przeciwnik sparował cios i uderzył od góry, jego atak spotkał się z mocnym blokiem ze skrzyżowanych mieczy mrocznego elfa. Cristiafir odepchnął broń, błyskawicznie opuścił sejmitary szerokimi łukami znad głowy do bioder, a gdy tam się znalazły, pchnął oboma w brzuch wojownika. Ten puścił miecz, sięgnął rękami do rany i osunął się na kolana, a potem na twarz. Mroczny elf wyciągnął oba sejmitary ciała powalonego wroga i obejrzał się za siebie. Zobaczył kolejnego biegnącego na niego przeciwnika. Ugiął nogi w kolanach, poczekał, aż tupot ciężkich butów będzie wystarczająco blisko i zrobił salto w tył. Będąc jeszcze w locie, dokładnie nad wojownikiem Chaosu, ciął go we wnękę między kolczugą, a hełmem i obrócił się w powietrzu. W efekcie wylądował za słaniającym się wrogiem obrócony tyłem. Kolejny zabity, pomyślał Cristiafir. W międzyczasie przybiegł Bardin, z toporem bordowym na ostrzach od przeklętej krwi.
- Gdzie biegniemy? – Zapytał zdyszany.
- Do zamku! – Odpowiedział mroczny elf, pognał do uchylonych wrót zamkowych i przepchał się przez tłum ludzi broniących wejścia. Krasnolud bez chwili zastanowienia pobiegł za nim i po chwili znaleźli się w wielkiej hali, z której wychodziły liczne korytarze na boki. W środku było już sporo wojowników, a dookoła wejścia czuwali żołnierze gotowi zabić wszystko, co nosi ciemną łuskową zbroję lub nie jest istotą humanoidalną. Bardin schował topór za pas, przywiązał zabezpieczającymi rzemieniami. Rozejrzał się teraz dokładniej po wnętrzu zamczyska; czerwone proporce zdobiące ściany przeciwległe do wejścia, wspaniałe dywany i solidne, drewniane stoły… Podszedł do ściany, przyłożył ucho i zapukał dłonią. Odpowiedział mu ledwie słyszalny stuk. Świetna robota, pomyślał, pewnie zatrudnili jakiegoś krasnoludzkiego rzemieślnika. Odszedł od ściany.
Nagle usłyszał krzyki dobiegające z zewnątrz. Ludzie zaczęli się wycofywać do zamku. Wszyscy, co Ino mogli, podnieśli broń, gotowi do walki. Szczęk stali stawał się coraz głośniejszy. Ludzie padali od ciosów, demony przedostawały się do wnętrza. Padł pośpieszny rozkaz i wszyscy wycofali się do końca hali. Dwóch żołnierzy pobiegło w boczny korytarz, po schodach w górę. Wojownicy Armii Zła stanęli w nierównym szeregu, wypełniając całą przestrzeń między ścianami. Przez krótką chwilę trwała cisza, kiedy przeciwnicy mierzyli się wzrokiem. O dziwo, szeregi Chaosu również zostały znacznie zdziesiątkowane, ale nadal mieli miażdżącą przewagę liczebną. Chwila minęła, i wszyscy z krzykiem bojowym ponownie rzucili się do walki. Szczęk setek broni zderzających się w hali zbyt małej, aby pomieścić wszystkich wojowników i dać dobre pole bitwy. Przerażające skrzeki Chaosu i dodające odwagi okrzyki otaczających ludzi zmieszały się. Cristiafir stojący niedaleko pierwszej linii biegł teraz z dwoma długimi mieczami w rękach. Drowa można było uznać za chodzącą zbrojownię. Zawsze miał stosowną broń do danej chwili. Pęd powietrza ściągnął mu kaptur z głowy. Blade włosy wyróżniały się na monotonnym tle szarych hełmów. Jeden z żołnierzy powaliwszy wojownika Chaosu, obejrzał się zdumiony na elfa.
- Co się tak gapisz?! Walcz, człowieku! – Krzyknął na niego Cristiafir. Drow ponownie pognał w stronę przeciwników. W biegu obrócił się i wyciągniętym mieczem ściął głowę wroga, potem będąc znowu odwróconym do Armii Zła, wykorzystując siłę rozpędu, pchnął trzymanym w lewej ręce mieczem i trafił w tors wojownika Chaosu. Miecz wyszedł na wylot. Elf wyszarpnął broń z martwego ciała i zamachnął nią w lewą stronę, rozcinając czarną kolczugę. Błyskawicznie ciął drugim mieczem w potworną klatkę piersiową, jeśli tak można nazwać na w pół rozłożoną skórę przyklejoną do kości. Cristiafir zabił kolejnego przeciwnika, ale już był otoczony przez wojowników Chaosu. Stanął godnie na pełną wysokość i ustawił miecze w najlepszej znanej mu technice obronnej. Wrogowie rzucili się na niego z demoniczną pasją.
Wszystko rozegrało się w ułamku sekundy. Najpierw zagrały tryumfalne trąby, potem wysoko, prawdopodobnie nad zamkiem, usłyszał ryki zwierząt. Potem odległe huki dział, zbliżający się świst i wybuchy, ściany rozpadały się przebijane stalowymi kulami o średnicy wyprostowanej ręki. Ściany i dach zatrzęsły się, kilka kamieni stropu spadło miażdżąc walczących. Następnie trzask pękających belek i huki spadających kamieni. W końcu cały dach zawalił się do wnętrza, a razem z nim wieża. Cristiafir rzucił się w bok i przeturlał się pod solidny kamień, który mógł go uchronić przed spadającym gruzem. W hali panował zamęt, wszyscy krzyczeli. Elf widział porzuconą broń, tarcze oraz zmiażdżone ciała tych, którzy nie mieli tyle szczęścia, co drow. Cristiafir zdążył jeszcze zobaczyć Bardina chowającego się w bocznym korytarzu, a potem nastąpiła ciemność.
Jka chce sie wam czytać to czytajcie ;-H
|
|
|
|
 |
Nek
Demon Ghost

Dołączył: 30 Sty 2007
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 10/10
|
Wysłany:
Pon 12:30, 12 Lut 2007 |
 |
Cholera to Jam napisałem te opowiadania sorry ze jako gosć i ze dwa razy czytajcie ta druga czesc po mi sie Word spiprzyl jeszcze raz sorry
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
 |
Moon Durus
Apocalypse

Dołączył: 28 Paź 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Ankrahmun
|
Wysłany:
Pon 16:26, 12 Lut 2007 |
 |
oo kurde ale napotane
KTONAPISAL T OPOWIADANIA !! SKASOWALEM TO DRUGIE BO POCZATEK BYL TAKI SAM WIEC MYSLALEM ZE TO DOUBLE POST
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
 |
Moon Durus
Apocalypse

Dołączył: 28 Paź 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Ankrahmun
|
Wysłany:
Nie 15:11, 18 Lut 2007 |
 |
POST ADMINISTRACYJNY
PISAC OPOWIADANIA KONKURS SIE ZARAZ SKONCZY
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
 |
Nek
Demon Ghost

Dołączył: 30 Sty 2007
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 10/10
|
Wysłany:
Śro 17:05, 21 Lut 2007 |
 |
Uff dzisaj 21luty ale chyba jeszcze moge? a jak nie to kit najwyżej
ROZDIAŁ I
-Orki! Ratuj się kto może! Jesteśmy zgubieni!- wyrwał mnie z zamyślenia głos wartownika. Siedziałem jeszcze chwile nieruchomo, po czym zerwałem się na nogi. Dopiero teraz dotarło do mnie co się dzieje.
-No Isael! Ruszaj się! Żwawo! Musimy przepędzić to ścierwo!- rzucił szybko Art., dowódca straży.
-Nie krzycz tak! Chodźmy Lipsiej skopać parę zielonych tyłków!
Wraz z podkomendnymi biegłem za komendantem. Przy bramach było pełno trupów. Krew ściekała do rynsztoków niczym woda deszczowa. Tu i ówdzie walały się odcięte kończyny. Pierwsze uderzenie zostało odparte, choć był to Ino oddział zwiadowczy. Mam nadzieje że przeżyje. Nie raz już broniłem Thais przed hordą orków, ale nigdy nie było takiej masakry. Zawsze to była skromna potyczka, a teraz to bitwa z prawdziwego zdarzenia. Panowie wojny zebrali chyba całe swe siły. Nigdy nie widziałem takiej ilości wszelkiej maści orków.
-Isael, Rhunford, Brog, Ylfer!- Art zwrócił się w naszą stronę.- Szybko do szeregu!
Ustawiliśmy się obok innych strażników. Naprzeciwko nas pędziła zgraja wilczych jeźdźców. Ciarki przeszły mi po plecach. Całe życie przemknęło przed oczami.
-Przygotować piki!- rząd ostrzy błysnął w powietrzu.
-Czekać! Jeszcze nie!... Na moją komendę... Za króla! Za Thais! Za honor! TERAZ!
Fala orków zatrzymała się na najeżonej falandze strażników. Z trudem wytrzymałem impet pędzącego potwora. Wtem orków zalała fala strzał. To paladyni z Venore. Dzięki Umanowi, przypłynęli na czas. Dobrze że Tibianus nie jest zaborczym królem. Sąsiednie miasta nigdy nie odmówiły mu pomocy. Jedynie elfy z Ab’dendriel nie wspierały Thais w walce z orkami. Ta rasa nie nienawidziła wszystkich ludzi. Obwiniała ich o niszczenie przyrody.
-Przeklęte ścierwojady!- warknął Brog, po czym osunął się na kolana. W jego plecach tkwiła orkowa lanca. Chwyciłem go za ramiona i z pomocą Rhunforda przeniosłem go z dala od bitwy do świątyni. Biedak. Ma czworo dzieci. Jeśli umrze nikt nie wyżywi jego rodziny.
-Kapitanie...- szepnął Brog.
-Tak, Samuelu?
-Zaopiekuj się moją rodziną...- to były jego ostanie słowa. Zamknął oczy, by połączyć się z przodkami.
Samuel Brog był moim przyjacielem. Walczyliśmy ramię w ramię. Kiedyś nawet uratował mi życie. Teraz jedyne o czym myślałem to aby go pomścić. Dlatego też, gdy król szukał ochotników, którzy zgładzą najpotężniejszego z panów, zgłosiłem się. Plan był prosty zakraść nocą do głównego obozu orków, zrobić co trzeba i wrócić.
-Bądź pozdrowiony- przykląkłem przed Tibianusem.
-Wstań strażniku!- odparł łaskawie król i wskazał dłonią w kierunku kilku osób.- będą towarzyszyć ci w zadaniu.
-Jestem Ibn Al.-Ther z Darashi – przybysz, ubrany w dziwny strój, ukłonił się.
-Nazywam Arthos, jestem paladynem z Venore.- rosły mężczyzna z kuszą na ramieniu uśmiechnął się.
-Mów mi Corren. Studiuję magię.- brodaty mężczyzna, ubrany w niebieską szatę, zdjął kapelusz.
-Jestem Młody Dąb, ale wszyscy wołają na mnie Oz.- powiedział młody mężczyzna, z wyglądu przypominający druida.
-Wyruszy jeszcze z wami mój syn.- dorzucił król.
Książe Eltar był najsławniejszym rycerzem, jaki stąpał po ziemi. Jego imię wzbudzało strach w oczach orków. Nawet panowie wojny obawiali się pojedynku z nim. Krążyły nawet plotki, że w pojedynkę pokonał króla wszystkich smoków Demodrasa. Jednak nikt nie jest na tyle odważny by sprawdzić te przypuszczenia. Jednak jedną z rzeczy świadczących o jego czynach była zbroja wykonana z łusek z zielonych smoków. Wykonał ją ponoć sam imperator Kruzak, w podzięce za pomoc w walce z minotaurami.
-Na zamku znajduje się tajemne przejście dzięki którędy dostaniemy się do jaskiń znajdujących się pod obozem orków. Stamtąd o zmroku zakradniemy się do namiotu Sher-lisa.- Eltar dokładnie objaśnił nam plan działania.- Pamiętajcie, żeby nie reagować zbyta gwałtownie. Orki nie mogę się zorientować, że tam jesteśmy. Na razie przygotujcie odpowiedni ekwipunek i odpocznijcie trochę.
Po około godzinie wyruszyliśmy w drogę. Ukryte drzwi znajdowały się w pokoju służby. Za nimi znajdowały się kręte schody, wiodące w mrok...
ROZDZIAŁ II
Stąpałem ostrożnie, szukając w ciemności stopnia. Kamienne schody nie dość, że śliskie to na dodatek były strome. Każdy, włącznie ze mną, był tak zajęty przygotowaniem, że zapomnieliśmy wziąć ze sobą pochodnie. Corren, jakby czytając w moich myślał, wypowiedział zdanie w nieznanym mi języku i nagle przestrzeń wokół nas zalała fala światła.
Rozejrzałem się dokoła. Teraz dopiero spostrzegłem ogrom jaskini. Masywne stalaktyty zwisały gęsto z sufitu. Całość sprawiała wrażenie paszczy smoka, co jeszcze bardziej przyprawiało mnie o dreszcze. Jednak wolę ten widok, niż spotkanie oko w oko ze smokiem.
-...unor naka... nam druidom... walczyć w obro... tury...- kapiąca dokoła woda zagłuszała rozmowę Ibn Al.-Thera z Ozem. Zastanawiam się czemu pustynny rycerz jest tutaj. Wezyr Daramy nigdy nie interesował się losami kontynentu. A teraz nagle wysłał swojego człowieka aby nam pomógł. Zajmował się Ino pomnażaniem swojego skarbca i trzymaniem w ryzach nieumarłych z Drefii.
-Isaelu!- przybysz zaczepił mnie za ramie.- Opowiedz mi trochę o Thais i życiu strażnika. Słyszałem, że jesteś tutaj dość znany. Nieprawdaż?
-No cóż... hm...-zawahałem się- Zależy co masz na myśli, mówiąc „znany”.
-Nasz ambasador mówił, że jesteś poważany przez tutejszą ludność.
-No tak, ale to chyba Ino przez moją odznakę.
-Nie.- do rozmowy wtrącił się Corren.
Niemal równocześnie odwróciliśmy głowy w stronę maga.
-Ludzie dadzą cię zaufaniem, bo zawsze chętnie im pomagasz. Co jest rzadkością wśród strażników. Reszta tych piwożłopów jest nic nie warta.
-A jak jest na Daramie? Kto u was pilnuje porządku w mieście?- zagadnąłem Ibna.
-U nas nie ma strażników...- dopiero teraz zorientowałem się zorientowałem, że przybysz mówi z dziwny akcentem.- ale za to każdy nosi przy sobie broń i może egzekwować prawa.
-Ciekawe,- Corren uśmiechnął się do niego.- ale co jeśli zostanie popełnione morderstwo, a sprawca zbiegł. Kto szuka winnego?
-Zależy od regionu. Najczęściej jednak wódz plemienia wyznacza swoich synów do zbadania sprawy...
-Niedługo będziemy tuż pod obozem orków.- naszą rozmowę przerwał Eltar.- Więc miejcie broń w pogotowiu. Nigdy nie wiadomo co kryje się w mroku.
-Chodźmy szybciej dokopać tym zielonym półgłówkom.- powiedział radośnie Oz.
W tej samej chwili zobaczyłem jak coś przemknęło w cieniu, tuż za Eltarem.
-Chyba nie jesteśmy tu sami.- powiedziałem niemal szeptem w stronę towarzyszy.
-Czuje tu smród orka.- odezwał się, milczący do tej pory Arthos.
Wokół nas rozległ się zgrzyt wyciąganej broni. Z cienia powoli wyłaniały się obrzydliwe gęby orków siepaczy. Wśród nich dostrzegłem trzy, masywniejsze od reszty, sylwetki berserkerów. Kątem oka zauważyłem, jak paladyn naciąga cięciwę swoje kuszy, a Corren kreśli w powietrzu jakieś tajemnicze symbole. Ścisnąłem mocniej trzonek swojego topora. Spojrzałem jeszcze raz w stronę wroga. Mieli ponad dwukrotną przewagę.
-ZA KRÓLA!- wrzasnął Eltar i rzucił się na najwyraźniej zaskoczonych orków.
Cios jego ogromnego miecza strącił najbliższemu potworowi głowę, która potoczyła się o kilka metrów dalej. W między czasie Arthos trafił w samo serce berserkera. Całą ziemię zalała krew. Corren natomiast cisnął w stronę grupki siepaczy ognistą kulę. Powietrzę wypełnił odór spalonej skóry. Poczwary gwałtownie cofnęły się, pozostawiając przed nami dwóch swoich pobratymców. Spojrzałem w jarzące się oczy jednego z berserkerów. Kiedy ruszył w moją stronę, poczułem dreszcz. W ostatnim momencie zdążyłem zasłonić się tarczą. Poczułem silny ból w lewej ręce. Z moje tarczy zostały drzazgi. Na do dodatek siła ciosu połamała mi kość. Ork zamierzał się do kolejne uderzenia, jednak padł z hukiem tuż obok mnie. W plecy wbite miał dwa bełty oraz sejmtia Ibna. Eltar podbiegł do mnie i odciągnął na bok. Z pola walki dobiegały przeraźliwe krzyki płonących orków. Nie zorientowałem się nawet, kiedy Młody Dąb znalazł się tuż obok mnie. Chwycił mnie za ramię i posmarował je tajemniczą substancją, wypowiadając jednocześnie słowa zaklęcia. Nie mogłem uwierzyć własnym zmysłom. Nie odczuwałem już żadnego bólu i mogłem swobodnie ruszać ręką.
-Chłopie! Ale miałeś szczęście.- Ibn pomógł mi wstać.
-Chwila dłuższej i by została z ciebie mokra plama.- Arthos szturchnął mnie w plecy.
-Widzę, Isaelu, że przekonałeś się, iż nie wolno lekceważyć orków.- w głosie Eltara wyczułem drwinę.- Jesteś Ino zwykłym strażnikiem. Nic nie wiesz o prawdziwej walce.
Powoli zaczynałem zmieniać zdanie o księciu. Myślałem, że jest skromny. A to po prostu zadufany w sobie królewicz. Tacy ludzie działali mi na nerwy. Z chęcią odrąbałbym mu głowę, ale szybko wyrzuciłem tą myśl z głowy. Nie widziałem siebie w roli wygnańca, którego mógł zabić pierwszy lepszy łowca głów.
ROZDZIAŁ III
Powoli zbliżaliśmy się do wyjścia. Jasny punkt na końcu korytarza stawał się coraz większy, stopniowo moje oczy przyzwyczajały się do ostrego światła. Myśl, że wkrótce staniemy oko w oko z Sher-lisem, nie dawała mi spokoju. Plotki głosiły, że nawet czerwone smoki truchleją na sam dźwięk jego imienia. A w plotkach jest zawsze ziarnko prawdy. Jam jestem zwykłym strażnikiem, słabym człowieczkiem, pionkiem na planszy świata. Boję się nawet myśleć, co stanie się z nami w razie niepowodzenia. Zostanę poćwiartowany i ugotowany czy może na odwrót albo skończę jako pokarm dla wilków. Ach, te moje ironiczne podejście do śmierci. Czasami sam się dziwię, jak daleko zapuszczam się w swoich przemyśleniach.
-Strażniku. Nie opowiedziałeś mi jeszcze jak wygląda twoje życie.- ciepły głoś Daramańczyka wyrwał mnie tego jakże filozoficznego rozmyślania.
-A jak może wyglądać? Codzienne patrole i tym podobne zajęcia.- starałem się wyjaśnić mu wszystko.- Pościg za złodziejami to normalka. Ktos został zabity? Na miejscu jest już kapitan Isael. A wszystko to na przemian z wizytami w gospodzie. Czas bez piwa, to czas stracony. Tak brzmi stare strażnicze przysłowie.
-Niezwykle ciekawe i urozmaicone życie.-lekki uśmiech pojawił się na twarzy Nomada.- Naprawdę.- Ibn dostrzegł moje zdziwienie..- Ale sam wole bardziej wyrafinowane formy spędzania czasu.
-Wyra... Wyrofi.. Wyrafio... Wyra co?
-Wyrafinowane- śmiał się już na całego..- No na przykład polowania, rzeźbienie, wizyty w teatrze i jeszcze masa wielu innych ciekawych zajęć.
-Przepraszam, że się wtrącam- Corren w swoim stylu, jak zwykle, przerwał naszą rozmowę.- Ibnie, mógłbyś mi opowiedzieć o magach Daramy?
-Nie wiele wiem o nich. Magowie zawsze skrywają swe tajemnice. Podzielili się na dwie frakcje. Jedna, nadal wierna Umanowi, zajmuje się białą magią. Druga zaś...- odchrząknął.- ...przeszła na stronę Zatrotha pod wpływem przybysza z kontynentu- Goshnara. Nauczył ich sztuki ożywiania zwłok i wykorzystywania ich do swych celów. Stworzyli oni Bractwo Kości oraz założyli przeklęte miasto Drefię, siedzibę wszelkiego rodzaju nieumarłych. Od tamtej chwili ci magowie są zwani nekromantami. Ich serca są czarne jak noc. Pod przywództwem Goshnara- Necropahrusa próbują pokonać nas i zmienić Daramę w krainę śmierci. Biali magowie zaś próbują się temu przeciwstawić.
-Interesujące.-odparł Corren.- Będę zabiegał u arcymaga Muriela o wysłanie posłów, aby porozmawiać o przymierzu. My magowie musimy sobie pomagać. I nie możemy dopuścić, żeby nekromanci nie urośli zbytnio w silę. Może to spowodować katastrofalne skutki...
Słuchałem tej rozmowy z zapartym tchem, ale nic z tego nie rozumiałem. Nekromanci, Goshnar, Drefia. Co to w ogóle ma być? Brzmi jak bajką dla niegrzecznych dzieci. Magowie... Oni zawsze używali niezrozumiałego języka. Nigdy nie mogłem się dogadać z takim, gdy ten zgłaszał kradzież. Jestem zwykłym, niewykształconym strażnikiem. Czego można się po mnie spodziewać? Mogę złapać złodzieja, rozpędzić pijacką burdę, ale nigdy nie dogadać się z magiem. Chyba jednak powinienem to zmienić. Czas leci i trzeba się dostosować.
-Cisza!- usłyszałem groźny głos Eltara.- Jesteśmy już koło wyjścia z jaskini. Za tamtymi krzakami...- wskazał na gęste, leszczynowe zarośla.- ...roi się od orków. Jeden się zorientuje. Alarm. I zaraz zleci się tu horda orków. Na razie poczekamy tu do wieczora. Zmrok jest naszym przyjacielem.
-Tak i mój topór też.- szepnąłem do Oza.
-Widzisz, przyjacielu, nie zawsze broń rozwiązuje konflikty.- odparł druid.- Jest wiele innych rozwiązań, ale orkowie sami się o to proszą. Jest takie powiedzenie: „Nie rusz gówna nie będzie śmierdziało”. I z nami jest tak samo. Orkowie napadli na nas, więc my napadniemy na ich obóz.
-Spójrz. Nas jest Ino sześciu, a zielonych jest jak mrówek w mrowisku.
-Ino, że my mamy dobrze rozwiniętą inteligencje. U nich takową mają Ino szamani i wodzowie.
-Nie chce mi się już z tobą spierać.- ziewnąłem i usiadłem pod ścianą.
-... elfy z Shadowthorn wcale nie są złe.- Arthas rozmawiał z Correnem.- Walczą z ludźmi, gdyż uważają ich za intruzów. Według ich króla, bagno to ich odwieczne terytorium.
-Magowie nigdy nie twierdzili, że elfy są złe. Tą bajkę wymyślili ludzie, aby mieć pretekst do tępienia tych szlachetnych istot.
-No właśnie. W czasie obrad Rady Venore ustalono, że trzeba zawrzeć pokój z bagiennymi elfami.
-Elfy z Shadowthorn mogą przyjąć propozycje zawieszenia broni. Z cesarzem, Ab’dendriel jest inaczej. Tysiąc lat temu Tyr Okrutny, król Thais, porwał jego córkę. Od tego czasu elfy wysokiego rodu nienawidzą ludzi.
-Nie rozumiem.- Arthas podrapał się po głowie.- Jak można winić wszystkich ludzi za czyny jednego króla. Myślałem, że elfy są mądrzejsze i nie dają się owładnąć emocjom.
-Wierz mi, Arthasie. Jedynie bogowie są mądrzy. My wszyscy jesteśmy głupcami...
Zamknąłem oczy i najzwyczajniej w świecie usnąłem. Nie myślałem już ani o orkach, ani o zadaniu. Marzyłem o wygodnym łóżku i sytym posiłku. W tym momencie oddałbym za nie wszystko...
CDN.
Uff chyba ze 2 godziny pisałem to pisałem ale dobre w ryj sam jestem zdziwiony ze tak zrobiłem
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
 |
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
| |